Witajcie,
dziś chciałabym Wam pokazać 2 produkty firmy Saito Spa: krem do rąk i masło do ciała o zapachu lawendy, wanilii i paczuli, ale od początku: jakiś czas temu do mojego nosa doleciał przepiękny zapach, którego składników za nic w świecie nie potrafiłam odszyfrować. Okazało się, że to zapach kremu do rąk mojej przyjaciółki. Krem od raz przechwyciłam i się nim zachwyciłam. Zapach był po prostu boski, a moje wysmarowane dłonie jeszcze długo nim pachniały. Okazało się, że ów krem to produkt firmy Saito Spa, która używa do swojej produkcji składników z Morza Martwego. Zapach był tak obłędny, że od razu chciałam, by wszystkie moje kosmetyki tak pachniały. Konsystencja kremu do rąk również była przyjemna, do działania też nie mam żadnych zastrzeżeń. Niestety produkt ten nie jest łatwo dostępny, gdyż nie dostaniemy go w sieciowych drogeriach, a jedynie czasem w małych, prywatnych drogeryjkach lub w internecie (internetowy sklep wyłącznego dystrybutora nie działa, ale można go czasem dostać na Allegro). Moja przyjaciółka krem ten dostała od swojej mamy, który ta zakupiła właśnie w takim małym sklepie w Ostrowie. Od razu złożyłam zamówienia na 2 opakowania, a po dwóch dniach stosowania kremu w pracy, dostałam zamówienie na kolejne 2 opakowania od koleżanek. Na szczęście mama przyjaciółki z przyjemnością spełniła naszą prośbę i otrzymałyśmy nasze kremy.
Żeby nie było tak pięknie, przyznam, że dwie kolejne koleżanki z pracy wprost tego zapachu nie znoszą - jest bardzo intensywny i albo się w nim zakochacie albo znienawidzicie. Krem nie należy do najtańszych (kremów do rąk) gdyż opakowanie (co prawda całkiem spore bo 150 ml) kosztuje w granicach 22zł (w sklepie) i 20-24zł w internecie, ale krem ten jest całkiem wydajny, no i ten obłędny zapach...
Staram się przy zakupie kosmetyków czytać ich skład (mimo, że 90% nie rozumiem ;) ) to nawet parabeny w składzie, nie odstraszyły mnie od korzystania z tego kremu.
Wciąż zakochana w kremie, postanowiłam poszperać w necie i znaleźć inne kosmetyki z tej serii. Zaciekawiło mnie masło do ciała, które po sporym namyśle (cena 35zł + przesyłka, to prawie jak za masło z BodyShopu) postanowiłam je zamówić. Ojjjj.... Masło okazało się totalną porażką, jednym z większych błędów kosmetycznych z jakimi miałam do czynienia!
A oto bohaterowie posta:
Krem do rąk
Masło do ciała
Zapach - coś tam przypominał cudowny
zapach mojego kremu do rąk, ale zalatywał też mocną chemią. Bardzo
szybko się ulatnia i nie można się nim "cieszyć" tak jak zapachem kremu
do rąk.
Może to i dobrze...
Ale
najgorsza jest konsystencja! Miałam już wiele maseł do ciał i chyba
wiem, jaka powinna być ich konsystencja, ale to?! To, to było jakieś
masło, ale w kostce, takie roślinne! Za Chiny Ludowe nie dało się tego
rozsmarować na skórze. Jedynym określeniem jakie przychodzi mi tu na
myśl to takie, że to masło jest po prostu tępe w rozsmarowaniu.
Naprawdę. Gdy już się nawysilam, to mimo użycia ilości takiej samej, jak
przy każdym innym maśle do ciała, moja skóra jest biała. Wygląda jak
wysmarowana jakimś wybielającym mazidłem (mimo, że absolutnie nie daje
takiego efektu na koniec),albo jak osoba, któa poparzyła sobie skórę i
musi teraz nakładać niewyobrażalną ilość preparatów na złagodzenie
objawów (wybaczcie, ale takie mam skojarzenia gdy patrzę na moją skórę).
Bardzo ciężko się wchłania i szybko znika ze skóry. Istna porażka.
Długo zastanawiałam się, czy wrzucać Wam zdjęcie tego bubla na mojej
skórze, no ale zdecydowałam - co mi tam - może same macie podobne
odczucia z innymi kosmetykami.
A tako oto wygląda moja ręka wysmarowana owym mazidłem.
Jakiś czas temu zauważyłam na wystawie jednego ze sklepów we Wrocławiu
całą gamę produktów tej marki. Ponieważ to był pierwszy raz, kiedy
spotkałam te kosmetyki w jakimkolwiek sklepie, postanowiłam "wywąchać"
pozostałe kombinacje zapachowe. Z przykrością jednak stwierdzam, że moja
wanilia, lawenda i pachuli to zdecydowanie najładniejszy zapach z całej
kolekcji i nie nigdy nie skuszę się na żaden inny produkt tej marki.
Pozostałe zapachy, mimo ciekawych kombinacji, są zdecydowanie za słodkie
(czekolada, carmel), bądź bardzo mdłe (róża). Ponadto cena okazała się dużo wyższa, niż ta w moich "źródłach". Kremy do rąk zaczynały się od 29zł, a masła od 45zł.
Cóż... Jedna seria kosmetyczna nie oznacza, że każdy produkt będzie tak samo dobry jak pozostałe.
Reasumując: krem do rąk (przy 3 już opakowaniu) wciąż jest moim ulubionym kremem do rąk, a masło do ciała... never ever! Btw - czy znacie jakieś fajne przeznaczenie znienawidzonego masła do ciała? Może naoliwianie zawiasów w drzwiach piwnicy?
Pozdrawiam,
Polanka