środa, 9 stycznia 2013

Suche szampony - TEST

Witajcie,

wiem, że długo mnie tu nie było (bardzo, bardzo długo), ale się zebrałam (w sobie ;) ) i  nowym rokiem nowym krokiem - oto jestem powrócona ;)

Dziś z postem, o którym od dawna myślałam, nawet tak dawna, że część egzemplarzy moich testów wylądowało już w śmieciach nie doczekawszy się obfotografowania. Cóż, posłużyć mi będą musiały ich foty "reklamowe".

Ale od początku - sporo się naczytałam swego czasu o suchych szamponach. Czytałam głównie na zagranicznych blogach i oglądałam filmiki na YT. Stwierdziłam, że jest to wybawienie dla... mojej grzywki ;) Mam długie włosy, które myję co 2 dni, niestety mam tendencję do "dotykania" grzywki, gdyż strasznie szybko rośnie , wciąż włazi mi do oczu, gdyż stan idealny od obcięcia trwa jakieś 2-3tygodnie jedynie, a ja zdecydowanie nie lubię chodzić do fryzjera (tak, naprawdę są osoby, które nie lubią jak się je czesze, i w ogóle kombinuje coś przy włosach). W każdym razie dotykana wciąż grzywka wymaga codziennego mycia. Wiem, że to może wydawać się dość dziwne, ale grzywkę dotychczas myłam codziennie pod kranem, a co drugi dzień normalnie całą głowę. Przy tak długich włosach mycie, suszenie, układanie włosów to całkiem niemałe wyzwanie. 

No ale wracajmy do sedna - by nie musieć martwić się o poranny stan grzywki i przy niej "majstrować" suchy szampon wydawał się idealnym rozwiązaniem. Kiedy postanowiłam szukać suchych szamponów w naszych drogeriach trafiałam przez długi czas na szampon tylko jednej marki i to on właśnie poszedł na pierwszy ogień.



Suchy szampon firmy Syoss - rozpoczęłam testy i oczywiście za pierwszym razem zaaplikowałam zdecydowanie za dużą ilość specyfiku bo totalnie "osiwiałam" i nawet staranne ich wyczesania nie usunęło całego szamponu. Podejście nr 2 to już aplikacja bardziej z rozmysłem. Grzywka obsikana, szampon wyczesany. Cud to nie był, ale nie oczekiwałam cudu. Kolejnym razem, gdy potrzebowałam szamponu tego użyć niestety już nie było. Już złapanie butelki w rękę zapowiadało pewien problem. Butelka okazała się... pusta. Używam specyfików w sprayach, chociażby dezodorantu lub lakierów do włosów, więc byłam bardzo zdziwiona faktem, że cały gaz z butelki cichaczem się ulotnił. Zrzuciłam to na wadliwe opakowanie i kupiłam kolejną butelkę, bo wtedy wciąż nie znalazłam żadnego substytutu Sayossa. Niestety kolejne opakowanie udało mi się użyć 2 razy!!! Tym razem gaz był, ale proszek się jakimś cudem się ulotnił. Katastrofa. Kolejnego opakowania już nie było.

Czy tylko ja miałam takie problemy z suchym szamponem tej firmy?

Jakiś czas później w moje ręce wpadł suchy szampon Fructis


Nauczona problemami z Sayossem, dokładnie przyglądałam się jego następcy (łącznie z przysłuchiwaniem się zamkniętemu opakowaniu, czy aby przypadkiem nie syczy i nie ulatnia się gaz). Co do efektów działania - bardzo podobne do Sayossu (póki jeszcze był w butelce). Rzeczywiście "osuszał" włosy, ale wciąż było mu daleko do idealnego suchego szamponu, na jaki miałam nadzieję, kiedyś trafię. Na dodatek opakowanie było wciąż brudne od białej mazi. Wyglądało średnio fajnie. Włosy trzymały swoją formę przez kilka godzin po zaaplikowaniu, ale nic poza tym. Gdy opakowanie się skończyło (w sposób całkiem naturalny tym razem ;) ) jakoś nie kwapiłam się jednak do kolejnego opakowania. Powróciło mycie grzywki z rana ;)

Kilka miesięcy późnień trafiłam przypadkiem na kolejny suchy szampon. Po dwóch poprzednich nie do końca udanych próbach z Sayoss i Fructis, już w głowie miałam post z testem całej trójki. 



Isana - marka dostępna chyba jedynie w Rossmanie i najtańszy z trzech dotychczasowych okazał się najlepszym z naszych drogeryjnych suchych szamponów. Włosy, a dokładniej moja grzywka, po jego użyciu najdłużej pozostawały...hmmm... świeże?! No może to słowo akurat nie jest zbyt odpowiednie, ale były po prostu najbardziej odświeżone i wyglądały całkiem  ok.

Pewnie zadowoliłabym się Isanowym suchym szamponem, gdyby nie okazało się, że jeden ze sprzedawców na allegro, u którego kupowałam osławioną szczotkę do włosów Tangle Teezer, posiada wśród swoich produktów również suchy szampon Batiste.

O tym szamponie nasłuchałam się samych dobrych opinii na blogach i YT, i kupiłabym go już dawno, ale albo kiedyś nie był dostępny nawet w sklepach/aukcjach internetowych, albo mi po prostu wyleciał mi z głowy jego zakup ;)  W każdym razie - oczy jak pięć złotych i od razu dorzuciłam do koszyka internetowych zakupów Batiste o zapachu Tropical (wersja pełna 200ml) oraz wersję mini-turystyczną o zapachu Cherry, idealną na weekendowy wyjazd, do podróżnej kosmetyczki (50 ml). Za duży zapłaciłam tyle ile płaciłam za Syoss i Fructis!!!




Moje Drogie,
niebo, a ziemia, strzał w 10. Jestem po prostu za-chwy-co-na. Po pierwsze ładnie pachnie, po drugie cena, po trzecie działanie - włosy są po nim naprawdę świeże, a do tego, tak jak zapewnia producent, nadają włosom objętość, czego nie robił żaden z pozostałej trójki. Grzywka się uniosła i wygląda świetnie.

Cóż ja będę więcej pisać - nigdy więcej żaden inny. 

Polecam gorąco :)


Polanka

P.S. Oczywiście suche szampony nie zastąpią mycia włosów, ale same wiemy, czasem nie ma jak włosów umyć (lub wysuszyć, wyprostować, ułożyć) lub brakuje nam po prostu czasu. Na sytuacje kryzysowe suchy szampon będzie wybawieniem.

4 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy post, cieszę się, że trafiłam na Twojego bloga. Z chęcią poczekam na kolejne wpisy ;) Ja mam ten z Isany, ale marzy mi się przetestowanie Batiste.
    Zapraszam też w odwiedziny, ostatnio wzięłam się za dzienny makijaż, yankee candle na polskim rynku oraz za testowanie podkładu Rimmel Match Perfection.
    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie moge sie przekonac do suchych szamponow :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Tropikalny i wiśniowy to moje ulubione wersje :)
    Pozdrawiam, WingsOfEnvy Blog
    :)

    OdpowiedzUsuń
  4. od kilku lat używam batiste i jestem nim zachwycona, chyba go na inny już nie zmienia ;)

    OdpowiedzUsuń